Komentarz do wpisu: Liverpool w krainie ..., martin.slenderlink
"To jest duże zaangażowanie emocjonalne, a dziś raz, możesz oglądać na ekranie mecz każdej drużyny, choćby i z Argentyny i czytać o niej do woli, dwa, dziś kupić bilet i polecieć na mecz swojej drużyny to nie jest ani nadzwyczajny wydatek, ani wysiłek."
Nie no jasne, raz na jakiś czas to i reprezentant niższej klasy średniej sobie może pozwolić, a na ekranie to wiadomo, że wszystko praktycznie dostępne, bo jak się nie kupi, to i tak piraci streamują. Regularne bywanie tam to jednak trochę inna para kaloszy, zupełnie inna niż takie wirtualne kibicowanie. Zdarzają się zawzięci, którzy czytają, śledzą i pochłaniają wszystko, jednak mam wrażenie, że większość od spierania się o stronniczość sędziów i żarliwych polemik, to co najwyżej sympatycy, którzy zbyt wiele nie śledzą, a szczytem jest pewnie wchłonięcie English Breakfast, w którym niektórym prowadzącym zdarza się mówić "Niukastl". To generalnie takie "turystyczne" utożsamienie, wątpię, żeby większość przejawiała przedstawiony przez Ciebie stopień wnikliwości, a tym bardziej, żeby się tam specjalnie udzielała na trybunach pomiędzy miejscowymi. Przy czym ja nie twierdzę, że ty nie jesteś w grupie tych zawziętych nerdów, ale pewnie też istotniejsze jest dla Ciebie, czym jest FCL dla futbolu, a nie utożsamienie z miejscem z okolicą, lokalnym klimatem - po prostu utożsamienie ze stylem, z graniem w określony sposób. I nie wierzę w to wielkie zaangażowanie tej masy kibiców poza kilkoma momentami, jak np. CL, kiedy każdy fan sobie przypomina za kim jest. Mam znajomego, który np. śledzi poczynania Southampton i jemu najbardziej się podoba, że to taki środek tabeli, który czasami ląduje w tarapatach i czasem są przez to emocje - ale to wszystko są emocje dla zabawy, dla hecy, to nie jest przywiązanie jakieś przeogromne. Myślę, że tak to działa w większości tych przypadków. A jeśli jest inaczej, to człowiekowi chyba brakuje innych poważniejszych więzi w życiu ;).